Recenzja spektaklu Studium Teatralnego Szepty ziemi, którego prapremiera otworzyła tegoroczną edycję Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego INNE SYTUACJE. Festiwalowi towarzyszyły warsztaty krytyki teatralnej prowadzone przez Pawła Sztarbowskiego. Recenzja ta jest ich efektem - została napisana przez jedną z uczestniczek warsztatów. Niebawem opublikujemy pozostałe.
Młody chłopak lat trzydzieści w garniturze, bez krawatu i boso. Na scenie rozbiera się do bielizny. Skacze tam i ówdzie, macha rękoma. Wykrzykuje hasła „wspólnota, bogactwo, prześladować”. To jest Waldek Ciało (grany przez Waldemara Chachólskiego). Wyznaje, że jest humanistą. Tak rozpoczyna się spektakl Szepty ziemi w reżyserii Piotra Borowskiego. Brak tu spójnych monologów i klarownych postaci. Zbyt wiele natomiast haseł, gestów i ruchów, tak dobrze nam znanych z mediów i kultury popularnej. Aktorzy płynnie przechodzą od odgrywania jednych, niekiedy stereotypowych tożsamości do drugich, jak gdyby byli w przymierzalni ubrań. Zmiana treści wygłaszanych tekstów, działań i przeżyć jest intensywna. Widz ma wrażenie, że siedzi na karuzeli, gdzie odgrywane postacie spieszą, by pokazać się w coraz to nowej odsłonie.
Co zrobić z urlopem by nie stał się karą za czyny, których nie popełniliśmy? Jak zaplanować kilkanaście dni by nie były poligonem przykrych doznań? Co zrobić by nie ginąć w paszczy wielkiego hotelu, który wypluje nas po dwóch tygodniach? By nie gnać do kolejnej atrakcji turystycznej obfotografowywanej przez tysiące takich jak my? Czy alternatywą jest survival w dżungli na końcu świata, gdzie wg organizatora wyjazdu „prawie nie stanęła” ludzka stopa? Co zrobić by nie popaść w depresję nad polskim morzem siedząc w kurtce przeciwdeszczowej w budce z goframi? Czy każde wakacje muszą być w tzw. nowym miejscu? Czy co roku trzeba gnać do innego kraju, by powierzchownie poznawać „niesamowite” lokalne specjały na muzycznym wieczorku z przebranymi lokalsami? Gdzie jechać by było ciepłe, przyjemne morze, a jednocześnie nie musielibyśmy przeżywać kulturowego i higienicznego szoku? Krótko mówiąc: czy można zrobić tak by wakacyjny wyjazd nie był słono opłacaną katorgą? Chyba tak.
Ostatni weekend maja 2014 roku upłynął w Miejskim Centrum Kultury w Bydgoszczy pod znakiem teatru. Ale nie tego instytucjonalnego. Przeciwnie – offowego, alternatywnego. Stało się tak za sprawą czwartej edycji Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego INNE SYTUACJE. – Jak było? – zapytacie. Różnie…
1.
Z Polski do Patry można dotrzeć samolotem lub drogą lądową i morską przez Włochy. Ta druga ewentualność oznacza dłuższą wyprawę. Pierwsza może ograniczyć się do komfortowego lotu z Warszawy do Aten i trzygodzinnego rajdu autobusem wzdłuż wybrzeża zatok: Korynckiej i Patraskiej. Krajobrazy podczas podróży są oszałamiające, a nazwy miejscowości budzą skojarzenia z lekcjami historii antycznej: Megara, Korynt, Isthimia… Gdy pod koniec jazdy na horyzoncie pojawi się nowoczesny most łączący Półwysep Peloponeski z kontynentem, oznacza to, że dotarliśmy do Rionu, który stanowi w zasadzie przedmieścia Patry. W Rionie zlokalizowane są kampusy Uniwersytetu Patraskiego, ale samemu miasteczku daleko do wielkomiejskiej, blokowej potęgi, z jaką spotykamy się w Fordonie po przekroczeniu mostu na Wiśle. Jest to raczej rozbudowane letnisko i gdyby nie spektakularny most, łatwo byłoby to miejsce przeoczyć. Tak czy inaczej miejscowa alma mater zajmuje wysoką pozycję wśród greckich szkół wyższych, a spora ilość studentów widocznie odmładza populację miasta.
Bali leży w centrum archipelagu Indonezji składającego się z tysięcy wysp i wysepek. Sąsiaduje z Jawą i to z Jawy często Bali czerpało inspiracje dotyczące kultury i sztuki, niestety, dotyczyło to historycznie także i dominacji politycznej. Egzotyka sztuki balijskiej zawiera się przede wszystkim w bardzo bogatej ornamentyce, w motywach roślinnych i zwierzęcych. Tamtejsi artyści zajmują się chętnie rzeźbą (w drewnie i w kamieniu), tkaninami, grafiką. Dziedzictwem kulturowym najbardziej chyba kojarzącym się z Jawą i z Bali jest tradycyjny teatr cieni – wayang.