1. Po co się robi raporty?
Raporty robi się po to, by mieć skuteczną diagnozę sytuacji, czyż nie? Skuteczna diagnoza sytuacji jest niezbędnym etapem tworzenia planów, strategii, reform, programów naprawczych i tak dalej, co tam komu jest akurat potrzebne. Diagnoza jednak jest skuteczna tylko wówczas, gdy pokazuje rzetelny obraz. Bo tylko dzięki rzetelnemu obrazowi, jaki z niej wynika, można stworzyć rozsądne i efektywne plany, strategie, reformy, programy naprawcze i tak dalej, co tam jest akurat komu potrzebne. No właśnie, a co jest potrzebne Toruniowi, że zdecydował się zlecić sporządzenie raportu o stanie kultury w mieście?
Na to pytanie odpowiem na końcu; wiem, po co powinien powstać taki raport i domyślam się, po co akurat Toruń zlecił przeprowadzenie tej diagnozy. Domyślam się nie na podstawie mojego widzimisię, ale właśnie na podstawie raportu (i szerokiego kontekstu). Najpierw więc o raporcie.
Dotychczas w naszej dyskusji na temat wad i zalet współpracy bydgosko-toruńskiej udział wzięli m.in. Tomasz Cebo, współwłaściciel klubu NRD, Grzegorz Giedrys, dziennikarz kulturalny toruńskiej „Gazety Wyborczej” czy artyści Zbigniew Zieliński i Elżbieta Jabłońska. Przyszedł czas, aby głos zabrał ponownie reprezentant bydgoskiego dziennikarstwa. W tym numerze o opinię poprosiliśmy zastępcę redaktora naczelnego bydgoskiej „Gazety Wyborczej” Andrzeja Tyczyno.
Jakie jest twoje pierwsze wspomnienie związane z Toruniem?
Złe. Pojechałem z kolegami z liceum na mecz żużlowy do Torunia.
I cud ów stał się!
Pamiętamy go wszyscy. Nieprzyjaciel stał już 15 kilometrów od mostów warszawskich, na polach pomiędzy Jabłonną a Radzyminem. Parł naprzód w niepowstrzymanym, zdawało się, pędzie. I oto w tym właśnie dniu 15 sierpnia 1920, u wrót Warszawy, u brzegów naszej Wisły, jakby za wyraźną sprawą Wszechmocnego, odwraca się karta wojny!
„Armia bolszewicka, dufna w swoje dotychczasowe zwycięstwa, upojona powodzeniem, jakie jej towarzyszyło przez setkę mil od brzegów Dźwiny, Berezyny i Kijowa, tutaj naraz zmuszona jest stanąć na miejscu, a potem, mimo rozpaczliwego oporu, mimo swej przewagi liczebnej – zaczyna się cofać. Po kilku dniach to już nie odwrót: to ucieczka, popłoch, katastrofa!” – Te słowa mogą brzmieć jak dość kwieciście zbudowany najkrótszy z możliwych opisów wojny polsko–bolszewickiej 1920 roku, stylizowana notatka z podręcznika historii. Ale nie jest współczesne streszczenie kampanii; to słowa naocznego świadka wydarzeń.
Pisarz, teatrolog, krytyk – Adam Grzymała-Siedlecki, wydając w 1921 roku książkę „Cud Wisły”, mógł rzeczywiście śmiało stwierdzić: „wszyscy go pamiętamy”. Jednak sam tomik korespondencji wojennych autora, związanego przez wiele lat z Bydgoszczą, popadł na lata w pewne zapomnienie.
Z Mariuszem 'Emasem' Bracikowskim i Bartoszem 'Bartassem' Dębickim – wokalistą i gitarzystą formacji Upside Down o premierze ich najnowszej płyty zatytułowanej Aperitif rozmawia Kuba Ignasiak.
Spotkaliśmy się dokładnie miesiąc przed tegoroczną, X edycją Muszla Fest, która odbędzie się 8 września br., na której odbędzie się również oficjalna premiera waszej najnowszej płyty. Na jakim etapie prac związanych z jej wydaniem jesteście?
Mariusz Bracikowski (Emas): Płyta jest ukończona.
Bartosz Dębicki (Bartass): Płyta jest zmiksowana, zmasterowana, okładka jest gotowa – idzie do druku, dosłownie po weekendzie.
Z reżyserem filmowym Robertem Wichrowskim rozmawia Maciej Federowicz.
Cieszy mnie, że kolejny raz będziemy mieli okazję podziwiać Bydgoszcz na wielkim ekranie. Dziękuję w imieniu wszystkich bydgoszczan.
Nie ma za co. Mam nadzieję, że projekt dojdzie do skutku, bo wszystko na to wskazuje. Mam także nadzieję, że Bydgoszcz mocno zaistnieje w tym projekcie nie tylko jako tło, ale nazwijmy to umownie, jako jeden z bohaterów tej opowieści.