Teraz, jak już jest książka, trzeba się zastanowić nad trasą promocyjną. Najpierw proponuję Hongkong (bo chyba w Chinach najbardziej jest europejski), potem Szanghaj (tam ponoć potencjalnych kupców jest najwięcej), Pekin (spotkanie z autorem odbędzie się na placu Tiananmen), a trasę zakończyć pod Chińskim Murem. I mam nawet taką koncepcję, żeby wtłoczyć Dariusza Tomasza Wielkiego trochę w chińską tradycję: w jednym miejscu muru będą czytane jego wiersze, ludzie klaszczą, a następnie łucznik bierze strzałę, napięcie na twarzach widowni, strzała ogniowa leci, trafia w snop siana kilkadziesiąt metrów dalej, też pod murem, ogień rozjaśnia okolicę, a tam kolejne zbiorowisko i znowu ktoś czyta wiersze Dariusza Tomasza, i tak przez cały mur, aż do końca. A na końcu muru stoi autor i ostatni wiersz czyta przepiękną chińszczyzną. Oklaski. I my też tam stoimy, delegacja z Bydgoszczy. Płaczemy wraz z publicznością. A potem pisarze chińscy zapraszają pisarzy polskich na wódkę (tak patrzę też pod swoim kątem), a na końcu turniej ping-ponga. I jeśli Mur Chiński jest widziany z kosmosu, to jest nadzieja, że i nas tam zobaczą i że na nas trochę tej sławy skapnie.
Przyznaję, że mówię to wszystko z lekką nutą zazdrości. Bo też lubię podróżować, ale chyba mógłbym jedynie wiersze kołobrzeskie wydać, albo olszyńskie, w najlepszym razie chorwackie. Ale gdzie mi się równać z Lebiodą, który już zalał Erewań wierszem ormiańskim, w Bagdadzie na targu można kupić wiersze irackie, a w Brukseli w parkach czytają jego wiersze belgijskie, sam widziałem, że nawet Manneken pis czyta (ale tylko w przerwach, gdy nie sika). W Istambule wiersze tureckie Dariusza Tomasza są popularne zarówno po europejskiej, jak i azjatyckiej stronie miasta. Ma horyzonty Dariusz Tomasz Wielki, ma. I perspektywy. Jeszcze chyba z trzysta krajów na tym turystycznym szlaku mu pozostało, tysiące wierszy czeka na swoją kolej. Będę trzymał za niego kciuki.
Na zakończenie przypomnę też Dariuszowi pewną znaną maksymę Konfucjusza o tym, że „człowiek nie potyka się o góry, lecz o kretowiska”. Bo przecież jak się idzie z głową w chmurach, a nawet prawie płynie po niebie, to człowiekowi się wydaje, że jest taki ważny, taki wielki i bardzo łatwo jest przeoczyć coś przyziemnego, coś, co potem przyklei się do butów i niezbyt ładnie pachnie.