Podobną rolę jak „Ogniwa” pełni pismo „Młoda myśl”. Jak w przypadku większości pism tamtego czasu, na okładce pierwszego numeru z 1935 roku napisano patetycznie: „W serca nasze powinien wzrastać silny czynnik silny kościec ideowy państwo”. W piśmie wiersz Deglera. Ale musiał ten zdolny uczeń przypaść do gustu redakcji, która zachęca go do kolejnych tekstów, dobrze przy tym oceniając nadesłany: Bunt i Pijany Księżyc. Nad stopką redakcyjną (pismo wydawane w Inowrocławiu w Państwowym Gimnazjum im. J. Kasprowicza) reklama Domu Wysyłkowego Kawy i Herbaty: „Jedyne Twoje hasło, kupuj kawy i herbaty w firmie Aspo”.
Mijają trzy dekady. Wtedy też w Wydawnictwie Poznańskim wychodzi jedyna znana książka Deglera, Bez znieczulenia. Przez te wszystkie lata autor dojrzał literacko, ale wciąż pozostał wierny fraszkom i utworom satyrycznym. Już same tytuły poszczególnych cyklów dobrze wprowadzają w świat pisarza: Co na sercu i wątrobie, Spięcia i cięcia, W ogródku Wenery czy Na Pegazie i pod Pegazem. Degler jest błyskotliwy, ciekawy, dowcipny. Osiągnął pewien poziom i potrafi go utrzymać. Czasami też bywa autoironiczny, jak we fraszce Jak płaca taka praca: „Często humorystę wręcz rozpacz ogarnia: za me śmieszne fraszki – śmieszne honoraria!”. We fraszce Na wydaniu napisze: „Literaci tak jak panie – też czekają na wydanie”.
Jego satyryczne wiersze przypominają mi trochę twórczość Zdzisława Prussa. Są ciekawe, lekkie, niektóre też dowcipne. Ich lektura pozwala spojrzeć z optymizmem na otaczający nas świat. A jednak, pomimo pewnych podobieństw, twórczość bydgoskiego poety to półka wyżej. Degler w znanych mi tekstach nigdy nie osiągnął takiej lirycznej głębi, nie jest też tak przewrotny i ironiczny jak Pruss. Chyba nigdy nie posiadł tej maestrii warsztatowej, co autor Rozmów z psem. A może po prostu mu na tym nie zależało? Z kolei jego fraszki przypominają mi trochę twórczość Jana Sztaudyngera, o którego bydgoskim epizodzie napisałem felieton w zeszłym roku. Nawet tematycznie do siebie pasują, gdyż obaj najczęściej pisali fraszki o sprawach damsko-męskich. Jak choćby Do płonącej: „Choć płoniesz miłością, dziewico/ nie będę ci służył gaśnicą”, czy: Beznadziejnie zakochany: „Wołał do niej: O ma miła!/ Tyś mi zmysły omamiła/ i przez ciebie mój organizm/ w ten szaleńczy wpadł omamizm!”.
Pewien rozgłos przyniosły autorowi Bez znieczulenia publikacje zamieszczane na łamach „Szpilek” i „Karuzeli”. Można by chyba nawet rzec, że idealnie dostosował się do tej lekkiej, satyrycznej konwencji obu pism.
Witold Degler zmarł w Poznaniu w 1985 roku. Dziś wydaje się trochę zapomniany. Tak to już chyba jest z literatami, których twórczość wpisywała się w pewne zapotrzebowanie społeczne. W czasach mało śmiesznych rozśmieszali naród. A teraz jakie mamy czasy? Chyba jednak też mało śmieszne…