Tłumacz Lili – jednej z nas, Jan Koprowski, znany autor przekładów na język polski książek Josepha Rotha (notabene, partnera Keun w latach 1936–1938), napisał w posłowiu, że „[c]echą wyróżniającą [jej] twórczość i sprawiającą, że jej książki cieszą się wciąż zainteresowaniem, jest powszedniość życia bohaterów. Nie ma tu egzystencjalnego ciężaru przeżyć w piekle ludzkim, nie ma frustracji, alienacji […]. Są to ludzie zwyczajni, mają zwyczajne życie, dążenia i tęsknoty. A wszystko to przyprawione humorem, prostotą, wdziękiem. Nawet gdy Irmgard Keun opisuje nieszczęścia i klęski, nie dramatyzuje ponad miarę i nie otwiera wrót kosmicznej katastrofie”. W ten sposób pisarstwo Keun, mimo zmieniającego się wokół sztafażu, posiada cechy uniwersalne, a w książkowej Lili możemy przejrzeć się dziś, po 86 latach od premiery, jak w lustrze. W końcu – jest jedną z nas.
Niestety, mam dla Państwa smutną wiadomość: nikt z nas nie jest tak naprawdę niepowtarzalny. Naszymi myślami i postępowaniami kierują od wieków te same schematy, z istnienia których doskonale zdają sobie sprawę obznajomieni w tej „alchemii” psychologowie i psychiatrzy. Tylko nam samym wydaje się, że nikt inny: nie kocha tak jak my, że „ta miłość jest wyjątkowa”, że „umieram z żalu po stracie, ale nikt tego nie pojmie, bo NIKT nie czuje tak wiele jak JA”. Otóż nie. I jeśli nie przekonuje Państwa trącąca myszką i melodramatem zakurzona powieść jakiejś babci z Berlina, to zaproponuję teraz coś z zupełnie innej… półki. A dokładniej – z półki z winylami w miłej Księgarni63 w podbydgoskim Osielsku. Wstyd się przyznać, ale chodzi mi tu o czwarty album brytyjskiej grupy Dead Or Alive z 1988 roku, Nude. (Reakcja koleżanki na okładkę: „To jest mężczyzna czy kobieta?”. Dyplomatycznie odpowiedziałam, że po prostu Pete Burns). To smutne dla ucha, ale zespół bezpowrotnie zboczył już wtedy na drogę eurodance’u, a trzeba pamiętać, że pod koniec lat 70., jako Nightmares In Wax, zaczynał od rocka gotyckiego! Ale zważmy na teksty, nielicujące zupełnie z „wesołą muzyczką” im towarzyszącą. Wśród nich mój faworyt – I Cannot Carry On, z przejmującym fragmentem refrenu: „Każdy dzień jest taki sam / Kiedy nie jestem z tobą / Znowu jest zima i nie ma nic do roboty”. Oczywiście, po angielsku, kiedy się rymuje, brzmi to o niebo lepiej, ale, koniec końców, czy to angielski, niemiecki, czy polski – to esperanto uczuć jest dla wszystkich absolutnie zrozumiałe. Bo Pete Burns też był jednym z nas.