Jego syn, gdy dorósł, to zrozumiał, że choć nie ma już Niemców, to są Rosjanie, a dla komunistów pracować nie chce. Chciał być lojalnym wobec ojca (zwłaszcza że w pewnym sensie dostał odłamkowym), więc jak tylko pojawiła się okazja, jak tylko stalinowcy dopuścili go do pracy w fabryce, to natychmiast maszyny stanęły. Mówiło się o tym głośno, że komunistom zależało na produkcji nitrogliceryny, a tu taki blamaż, ba, blamaż to mało powiedziane, raczej prawdziwy sabotaż. Ubeckie śledztwo swoje zrobiło. Tatuś Pana Mariana przyznał się do wszystkiego, do tych maszyn, których nie zniszczył, też się przyznał, tak dla pewności. Pewien ubek poradził mu zresztą, że jak szczerze wyzna swoje winy i weźmie na swoje konto również kilka innych maszyn i kilka innych fabryk (rzekomo sabotował w delegacjach), to wtedy sędziowie też łaskawszym okiem spojrzą, a przecież żona ciężarna, a Pan Marian był już w drodze. Można zastosować złagodzenie kary. Pan Marian właśnie wychodził na świat, gdy tatuś otrzymał jedenastokrotną karę śmierci i wyrok łączny: kara śmierci. Ostatecznie okazało się, że sędziowie tylko trzy śmierci mu darowali, a osiem pozostałych kazali wykonać.
Ubek dostał premię, tatuś czapę, a Pan Marian pierwszą noc na świecie wył do samego rana.
Minęło pół wieku, a może trochę więcej. Pan Marian kładzie kafle. Lubi brać do ręki poziomicę, ustawia ją na podłodze, rozrabia zaprawę, smaruje podłoże, przykłada kolejną płytkę. Potem w miejscu, gdzie stykają się płytki, ustawia białe plastikowe elementy, które nazywa krzyżaczkami. I kolejną, i kolejną. Uświadomił sobie, że cały dzień spędził w kuchence w kawalerce na jedenastym piętrze i że właściwie codziennie jest jakaś kawalerka, kuchenka, codziennie są płytki, zaprawy i krzyżaczki. Paląc na balkonie papierosa, myślał o tym, że mógłby, podobnie jak dziadek i ojciec, zrobić jeden nierozważny krok naprzód. Mógłby, tak samo jak oni, zakończyć żywot przed czasem, ale jednak byłoby mu głupio. Otóż obiecał on klientce, właścicielce mieszkania, że wszystko pójdzie jak z płatka, że nie będzie żadnych fajerwerków. Klientka znała jego dziadka i ojca. Przygarbiona pogroziła palcem. Powiedziała nawet Panu Marianowi, że radio mu puści i ksiądz ma tam wystąpienie, a potem wspólna modlitwa, za co jednak Pan Marian szczerze, aczkolwiek dość stanowczo podziękował i szybko powrócił do pracy.