To nie sam czas, ale kalendarz bywa naszym wrogiem. Wprowadza brutalnie sztuczne cezury, dzieli nam nasze prace i plany na dni, tygodnie, miesiące, pogania nas, wytycza nieprzekraczalne (a niemal zawsze nierealne) terminy. Koniec roku jest okresem niezwykle stresującym. W kulturze też – domyślam się, że to nie tylko moje odczucie – wprowadza pewne chronologiczne zamieszanie, mianowicie: nadkłada na siebie obce sobie kalendarze. A właściwie: zderza je ze sobą. Zderza rok kalendarzowy z sezonem artystycznym. Każe czynić podsumowania (podsumowania, ankiety, bilanse – to chroniczna choroba naszych czasów), nim jeszcze nowy artystyczny sezon zdążył się rozkręcić, a o starym już trochę zapomnieliśmy.
Życzę więc wszystkim, żeby nie ulegali presji kalendarza. Żeby nie tyle cały nowy rok był pięknie i obficie kulturalny, ale raczej każdy dowolny tydzień, dzień, miesiąc, godzina – czego kto pragnie. I żeby święta były kulturalne: jeśli dla Państwa oznacza to znalezienie pod choinką książki, płyty, notesu z długopisem, farb, ołówków i czym kto „robi” swoją sztukę – życzę tego wszystkim po stokroć. Najzupełniej dosłownie!