Wiele znakomitych artystek nadal „podpinana” jest pod jakiegoś mężczyznę i jego zasługi. Na przyład słynna polska rzeźbiarka – Sara Lipska do niedawna (pierwsza jej wystawa w Polsce odbyła się dopiero w 2012 roku!), widziana była jedynie jako muza Xawerego Dunikowskiego. Pomijano fakt, że Dunikowski postanowił się z nią nie żenić, gdy zaszła w ciążę, aby rodzina nie przeszkadzała mu w sztuce. Nie wspominano o tym, że trzydziestoletnia Sara wyjechała w 1912 roku do Paryża z córką bez niego, gdzie zaczynała, portretując gwiazdy świata artystycznego, tworząc w szkle, drewnie, cemencie, fajansie i brązie. Nie doceniono, że stała się ikoną sztuki użytkowej, projektując dekoracje i kostiumy do baletów Diagilewa, witryny sklepu i flakony perfum dla Heleny Rubinstein czy wnętrza apartamentu Antoniego Cierplikowskiego. Cóż z tego, że paryżanki z dumą wkładały na siebie zaprojektowane przez nią bluzki, suknie i płaszcze… przez rodaków została wrzucona do worka z napisem „kochanice artystów”. Choć Dunikowski ani słowem nie wspomniał o niej w swej biografii, a na świecie bardzo długo było o niej głośno jako wybitnej artystce.
Pytana o to, dlaczego postanowiłam wydać biografię Tiny Modotti autorstwa Margaret Hooks, odpowiadam, że zauroczył mnie jej wstęp. Hooks podkreśla w nim, że stara się napisać autentyczną historię kobiety, o której w literaturze krążą już setki mitów, plotek, insynuacji czy wręcz błędnych informacji. W przedmowie pojawiają się słowa: „Moim celem jest próba demitologizacji Modotti, wydobycie jej z cienia kochanków, pokazanie kobiety i artystki w cieniu jej własnej historii”. Dzięki takiemu podejściu, Modotti jako jedna z pionierek fotografii wśród kobiet doczekała się swojej własnej, prawdziwej biografii i ma szansę zaistnieć w świadomości czytelników jako ona sama, a nie kochanka Edwarda Westona, Diego Riviery czy Vittorio Vidalego…
Niestety inne fotografki nie miały już tyle szczęścia. Choćby Gerda Taro, niemiecka artystka, urodzona w polskiej rodzinie żydowskiej w Galicji, która na zawsze została w cieniu swojego kochanka – Roberta Capy. Była to pierwsza fotografka, która zginęła na froncie podczas wojny domowej w Hiszpanii, a jej biografia autorstwa Susany Fortes zatytuowana jest: „Czekając na Roberta Capę”, gdzie nawet na okładce, zapewne w celach marketingowych, pojawia się nie ona lecz on (sic!).
Kolejnym przykładem postrzegania artystki przez pryzmat jej seksualności, może być Diane Arbus. Niezwykle odważna kobieta, która uwolniła się od życia w cieniu męża – fotografa i aktora, Allana Arbusa, i postawiła na siebie. To niekwestionowana ikona voyerystycznych portretów, która uwieczniała aparatem fotograficznym tzw. freaków: narkomanów, transwestytów, karłów, nudystów, bezdomnych – dziwaków przekraczających normy mieszczańskiego życia Ameryki lat 50. XX wieku. Jej samobójstwo wstrząsnęło światem, a pośmiertnie wydany album z jej fotografiami, sprzedał się w kilkuset tysiącach egzemplarzy. Mimo, iż znaczenie jej losów w amerykańskiej sztuce porównuje się do roli biografii Sylvii Plath w literaturze, Arbus bywa postrzegana przez aspekt seksualny. Fascynacja erotycznymi spotkaniami z osobami wyglądającymi „queer” jest punktem wyjścia do wielu rozważań o życiu fotografki. Choćby jej najnowszej biografii, której autor twierdzi, że poświęca tematowi tylko rozdział, a w rzeczywistości pikantne szczegóły z życia seksualnego Diane, występując w mniejszych bądź większych dawkach w całej książce, stanowią jej leitmotiv. A przecież była przede wszystkim wybitną artystką!
My kobiety niestety stale jesteśmy uprzedmiatawiane i traktowane jako obiekty seksualne. Niezależnie od inteligencji, wykształcenia, kreatywności oraz odniesionych sukcesów. Zawsze znajdą się życzliwi, którzy potraktują nas w sposób stereotypowy – jako muzy słynnych artystów czy tzw. „bliskie przyjaciółki” tych, którzy już zaistnieli, niezdolne do samodzielnego odniesienia sukcesu.