Wszystko, co w tym numerze (i zresztą każdym innym) prezentujemy, powinniśmy oceniać według tej kategorii. To ona jest najistotniejszym, ostatecznym sprawdzianem. Mam silne przeczucie, że bydgoska kultura ten sprawdzian zdaje. Czasem nawet z wyróżnieniem. Naszym wspólnym obowiązkiem jest dbałość o to, by działo się to jak najczęściej.
Na początek...
Kiedy myślę o kulturze bydgoskiej (ewentualnie: kulturze w Bydgoszczy), to mam pewność w dwu sprawach. Po pierwsze, wiem, że wielu z nas (a miałem na to aż nadto dowodów, słyszałem o tym wielokrotnie, czasem często aż do znużenia) ulega pewnemu złudzeniu: powszechnie i równie co powszechnie, to błędnie uważa się, że nasza lokalna kultura jest ubogą krewną stołecznych i wielkomiejskich jej wcieleń. Po drugie, wiem, że to, co się technicznie zwie ofertą kulturalną naszego miasta jest bogate i różnorodne. Na tyle bogate i na tyle różnorodne, że absolutnie niemożliwym jest, by uczestniczyć w większej części kulturalnych wydarzeń; wyjątkowo trudne wydaje się samo nadążanie za informacjami o tych wydarzeniach. Wiem o tym dobrze, bo nie mogę nie widzieć tego bogactwa, którego pełni przecież te łamy też nie obejmują.

Michał Tabaczyński
Redaktor naczelny BIK.
Polonista, dziennikarz, slawista, autor kilku książek (Parada równości, Koniec zabawy w pokolenie) i współautor kilku innych (Tekstylia bis, Kultura niezależna w Polsce 1989-2009).